Nadchodziły święta Bożego
Narodzenia. Dzień przed Wigilią miał przylecieć do Innsbrucka Marcel, prosto z
przesuniętych zawodów w Beaver Creek. Zostałam oddelegowana do odebrania go z
lotniska, gdyż tata i Jessica pojechali dopiąć jeszcze parę przedślubnych
spraw.
- Pierwsze święta Bożego
Narodzenia, które spędzamy wspólnie. – szepnął, całując moje ucho zaraz po
wejściu do domu.
- Jutro przyjeżdża Jurij.
– odpowiedziałam, patrząc w oczy Marcelowi.
- Więc co powiesz jutro
na szybki numerek?
- Może weź mnie na jego
oczach od razu?
- To nie jest zły pomysł
– powiedział, kładąc dłoń na moim pośladku.
- Erotoman.
- Nigdy nie mówiłem, że
nie. – uśmiechnął się i przyparł mnie do ściany.
Nie mogłam mu się oprzeć,
ale tym razem musiałam odpuścić. Choć chłopak miał ogromne pokłady chęci
wzięcia mnie do łóżka, to ja wzięłam jego, pomogłam się przebrać i położyłam
spać. Nieżywy Marcel, przejawiający na dodatek objawy jet lagu, nie był zbyt przydatny, a mnie czekało jeszcze dużo do
zrobienia.
Na moje nieszczęście,
Hirscher nie pospał długo. Stwierdził, że beze mnie źle mu się śpi i potrzebuje
mnie przy swoim boku. Nie mogłam spać teraz z nim, więc został oddelegowany do
wysprzątania pokoju gościnnego, w którym miał nocować Tepes.
- Tylko bez wygłupów. –
powiedziałam, grożąc mu palcem jak małemu dziecku.
- Przecież jestem
poważnym mężczyzną. – odpowiedział, nadstawiając usta do pocałunku.
- Wiem o tym. – musnęłam
delikatnie jego wargi, po czym wcisnęłam mu sprzęt do sprzątania.
- Ale jesteś romantyczna…
- wyszedł ze wszystkimi rzeczami, które mu dałam.
W końcu miałam czas, aby
pomyśleć. Musiałam zerwać z Jurijem, ten związek od prawie roku nie miał już
sensu ani racji bytu. Ciągnęliśmy go, bo… Nawet nie wiem, dlaczego. Mijaliśmy
się, nie mieliśmy dla siebie czasu, a ja każdą wolną chwilę wolałam spędzać z
Marcelem niż z własnym chłopakiem. Nawet kochać się wolałam z kimś innym.
Nie było rady. Zerwanie
było jedyną opcją.
-----
Za 2 tygodnie kończymy :(
Dziękuję, że jesteście :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz