Gdy
otworzyłam oczy Marcela przy mnie nie było, jednak jego strona łóżka była
jeszcze ciepła. Podniosłam się na poduszce, owinęłam ciało delikatnym materiałem
(bo naszego nakrycia kołdrą nazwać nie sposób) i zaczęłam rozglądać się po
pokoju. Puchary, dyplomy, zdjęcia… Chyba musiał często bywać u Jessiki, skoro było
u niej tyle jego trofeów. Miałam ochotę podejść i obejrzeć je z bliska, jednak
świadomość, że większość moich ubrań została w salonie przyprawiała mnie o
zawstydzenie. Jak najwierniejsza osoba, jaką znam mogła pieprzyć się z Hirscherem
minionej nocy?
Było
cudownie.
Było
wręcz zajebiście!
-
Nie musisz spuszczać wzroku, wczoraj widziałaś już wszystko. – zaśmiał się
chłopak na moją reakcję, gdy wszedł nago do pomieszczenia.
-
To był błąd. – powiedziałam, kładąc poduszkę Marcela na twarzy. – Ogromny błąd,
który będzie nas słono kosztować.
-
Nie przesadzaj. – próbował zabrać mi poduszkę, ale że trzymałam ją obiema
rękami, to mu się nie udało. W zamian za to odwinął mnie z nietrzymanego
materiału.
Zanim
zdążyłam zareagować, Marcel już całował każdy skrawek mojego ciała.
-
Nie rób tego. – powiedziałam stanowczo. Znaczy zamierzałam powiedzieć stanowczo,
bo pocałunki narciarza bardzo, ale to bardzo mnie rozpraszały.
-
Oboje tego chcemy.
-
Chcieć to jedno. Jestem dziewczyną Jurija.
-
A ja jestem wolny. Przecież nie zakochujemy się w sobie. To tylko seks.
-
Seks powinien być dopełnieniem miłości, a nie…
-
Zamkniesz się w końcu? – chłopak spiorunował mnie wzrokiem. – Milcz i ciesz się
chwilą.
-
Mhm…
-
Albo lepiej – uśmiechnął się szeroko – Jęcz.
I
po raz kolejny spędziłam z tym dupkiem Hirscherem upojne chwile.
Leżałam
wtulona w ciepłe ciało chłopaka i rozmyślałam. O sobie, o ojcu, o Jessice, o
Juriju… O Nim. Niby taki bezczelny i w ogóle, ale jednak… Ma coś w sobie.
Nie wątpię, że jego dotychczasowe dziewczyny miały z nim dobrze. A tu nagle
spotykamy się my i to nie ma prawa bytu. Bo jak mogłabym zostawić Tepesa po
czterech latach? Przecież wszyscy coraz poważniej rozmawiają o naszym ślubie.
Jesteśmy wstępnie zaręczeni. Znaczy, ukochany nie dał mi jeszcze pierścionka,
ale wiem, że coś kombinował ostatnio z moim ojcem, więc pewnie niedługo się to
stanie.
-
Niki…
-
Tak? – podniosłam głowę, żeby spojrzeć na bruneta. Podciągnął mnie, aby mieć
moją twarz na wysokości swojej i zaczął delikatnie całować.
I
tyle. Żadnego macania czy zboczonych tekstów. Po prostu zwykłe, czułe
pocałunki, które przerwał nam dźwięk mojego telefonu.
Podniosłam
się na łóżku, owinęłam nakryciem, znalazłam telefon i odebrałam. Jurij.
-
Cześć Skarbie.
-
…
-
Tak, wszystko dobrze. Nie martw się.
-
…
-
Gdzie jestem? W mieszkaniu Jessiki, tata i Jess wyjechali na wakacje.
-
…
-
A Ty w Innsbrucku?
-
…
-
A po co?
-
…
-
Ojej… To takie słodkie! Ale ja będę jeszcze parę dni w Salzburgu.
-
…
-
Jak to, dlaczego? Razem z bratankiem Jessiki pilnujemy mieszkania, bo co chwilę
przychodzą chętni, żeby je obejrzeć.
-
…
-
Tak, jest na sprzedaż.
-
…
-
Skarbie, jeśli chcesz, to przyjeżdżaj do Salzburga.
-
…
-
To nie jest mój problem. Cześć.
Rozłączyłam
się i rzuciłam telefonem w Marcela. Całe szczęście, że miał niezły refleks.
-
Dzwonił Jurij. Jest w Innsbrucku, pod moim domem, i zastanawia się, czemu nikt
mu nie otwiera. Na wieść, że nie zamierzam na razie wracać do Innsbrucka
fochnął się i powiedział, że wraca do Lublany.
-
To dobrze, będziemy mieć więcej czasu dla siebie. – odpowiedział Marcel,
przytulając mnie.
-
Jutro wraca Jessica.
-
Więc wykorzystajmy ten czas jak najlepiej. – powiedział, całując moje usta.
--------------------------------
Wybaczcie, że tak późno. Ale jest!
Jeszcze 5 rozdziałów do końca.
Pozdrawiam :*
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz